poniedziałek, 13 lipca 2015

1. Plac Trzynastu

          Nie wiem kiedy to było. Na pewno jeszcze za czasów upadku wiary, kiedy byłam wygnana i oczekiwałam wyzwolenia. Dawno temu posiadłam umysł Milesa, dlatego wiem, co się wydarzyło i jakie miał uczucia, a pełno jest ich tutaj, choć mało mnie one interesują. Jego umył był mi potrzebny tylko do odgadnięcia tajemnicy wyzwolenia. Poznanie jego umysłu było bułką z masłem. Dla osoby takiej jak ja poznanie wspomnień człowieka jest banalnie proste. 

          Zatem było to w Aeriach – miejscu dla mnie przeklętym w tamtych czasach. Miles Aquila stał pośród drzew na Placu Trzynastu. Należy wspomnieć, że miejsce to w żaden sposób nie przypominało placu. Wszędzie było pełno roślin o kolorach tak niezwykłych, iż można by stwierdzić, że pielęgnowanych magiczną ręką. Aby się tam dostać, trzeba było przejść las i w gęstwinie znaleźć podłużną szczelinę, która ukryta była wśród krzewów. Od owej szczeliny biegła ścieżka wydeptana ludzkimi stopami. Ścieżkę przecinał strumyk wpadający do niewielkiego jeziora, które sytuowało się na środku tego niezwykłego miejsca. Nad dróżką rosło cudowne drzewo, z liśćmi koloru chmur podczas zachodu słońca. Za strumykiem, na kamiennym brzegu stała okrągła altana złożona z sześciu kolumn, które podtrzymywały kopułowaty dach o kolorze morza. Jedna z kolumn otoczona była przez pnącza róży z kwiatami niezwykłej barwy złota. Wszystko to było zatopione w mistycznej mgiełce. 

           A więc za jednym z krzewów ukrywał się trzynastoletni chłopiec – Miles. Nie miał pojęcia, jak mógł wcześniej nie odkryć tak pięknego miejsca. Nie przypominało też starych zakurzonych Aerii. Tutaj wszystko tętniło życiem.

          Dlaczego on tutaj był? To proste. Zaciekawiła go piękna dziewczyna w jego wieku. Miała smukłą sylwetkę i długie, czarne lekko falowane włosy, które otaczały piękną buzię. Chodziła wyprostowana, z głową ku górze, jednak wzrok miała spuszczony. Kiedy przelotnie spojrzała na Milesa swymi dobrotliwymi, zielonymi oczami Aquila, mimo swojego dość młodego wieku, zatracił się w tym spojrzeniu bez pamięci i zauroczył się. Nogi same poniosły go w to miejsce.

          Była tu też ona, w końcu poszedł za nią. Towarzyszył jej starzec, ze skórą tak pomarszczoną, że już nawet pomięta suknia jego wierzącej ciotki była dużo piękniejsza. Wierząca. To słowo ledwo przechodziło mu przez głowę. Tępił wszystko, co było z nią związane wraz ze swoją rodziną. A trzeba wiedzieć, że rodzina Aquilesów była szanowaną rodziną. Byli jednymi z tych, którzy najbardziej gardzili wiarą i magią z nią związaną. 

          Dziewczyna z nieznanym imieniem posłała w stronę starca miły uśmiech i stanęła na środku altany. Jak on chciałby być na miejscu tego staruszka. Nikt nie mógł mieć tak pięknego uśmiechu jak ta młoda dama. Wiele by dał, żeby poznać się z nią bliżej – na pewno była w jego wieku. Pewny siebie Miles wyszedł zza krzewu i pokazał się starcowi i pięknej dziewczynce. Na jego widok staruszek uśmiechnął się jeszcze szerzej, jakby wiedział, że on cały czas tam był. Przywołał go do siebie gestem. Miles podszedł do niego po drodze przeskakując strumyk.

           — Synu, czy chcesz dostąpić łaski uzdrowienia duszy wraz z Laeti? — Chłopiec niewiele myśląc pokiwał głową zachwycony urodą stojącej przed nią dziewczyny. Laeti.... jakie piękne imię! – zachwycał się w myślach. — Świetnie - rzekł pomarszczony towarzysz dziewczynki. — Może niech Less będzie pierwsza. W końcu kobiety mają pierwszeństwo. — Miles zdziwił się, ale ukrył to w środku. Szanowanie kobiet? U niego w rodzinie czegoś takiego nie praktykowano. 

           Czarnowłosa piękność ustawiła się idealnie na środku altany. Uniosła głowę ku górze i szepnęła "Tredecim pono me in manibus", co w języku łacińskim oznaczało "Oddaję się w ręce trzynastu".  Słodki, a zarazem dumny głos Laeti urzekł chłopca. Zdziwiło go, że tak prosta dziewczyna może być dla niego tak idealna. W sumie mnie też to zdziwiło. Był w nią tak zapatrzony, że zapomniał o wszystkim dookoła. Ale z własnych obserwacji wiem, że panienka Laeti właśnie opuściła ciało, by wybrać boską opiekunkę – padło na Pulchritudę. Na opowieści o niej przyjdzie jeszcze czas.

           Co więc zrobił chłopiec, który nie zauważył, że jest to obrzęd wybrania bogini, gdy nadeszła jego kolej? Powtórzył wszystkie czynności dziewczyny i kiedy już był na środku, po wypowiedzeniu formułki, nagle otoczyła go biała poświata i znalazł się w białej komnacie, gdzie już czekało na niego trzynaście kobiet. Oglądał je po kolei zdziwiony. Nie rozumiał, co ma teraz zrobić. Nagle wpadła mu do głowy myśl, że musi wybrać. Jeszcze raz spojrzał po twarzach stojących przed nim kobiet i doznał olśnienia. Jak zaczarowany podszedł do jednej z nich i wyciągnął do niej rękę, którą ona dotknęła.

           Kiedy znalazł się z powrotem na Placu Trzynastu odetchnął z ulgą. Nie wiedział, którą wybrał. Miał przed oczyma miał tylko jej oczy. Piękne zielone oczy, które tak przypominały mu oczy Laeti...

          On podczas wyboru nie wiedział jak ta kobieta miała na imię, lecz ja wiedziałam natychmiast, że nazywała się Fanicus i jej specjalnością były przygody, odwaga i wieczna podróż. Miles niedługo potem dowiedział się od starego człowieka i ślicznej dziewczyny kim była wybrana przez niego dama. On zdziwiony przyznał, że nie ma pojęcia o co chodzi. Powiedzieli mu zatem, że złożył wyznanie wiary. W innych okolicznościach pewnie byłby okropnie zły, ale teraz był dumny. Dumny z tego, że uwierzył i to był pierwszy krok do zbawienia Aerii.

          Aquila zaprzyjaźnił się z Laeti, której przyznał o wiele później, że dostał się tam przez przypadek. Ta zaśmiała się i powiedziała, że wyjdzie mu to na dobre. Dowiedział się również, że dziewczyna jest z rodziny Amerisów - przeklętej rodziny. Jednak Miles był tym faktem zachwycony. Wiedział, że razem z koleżanką przeżyją wspaniałą przygodę!

          Jak zauważyliście, moc Fanicus już działała na chłopca, a ten oddał się tej mocy bezwarunkowo. Codziennie modlił się do swojej bogini i oddawał jej cześć. Oczywistym było, że oprócz Less i starca nikt nie wiedział o jego nawróceniu. Mógłby nawet zostać zabity. Ta tajemnica jeszcze bardziej połączyła Milesa i Laeti. Stawali się sobie coraz bardziej bliscy i mieli w sobie oparcie.

          Chłopiec uwierzył i zgubił do wiary całą swoją niechęć. A to wszystko dzięki Laeti...

Wygnana Amoris

wtorek, 7 lipca 2015

0. Prolog – zdobyć wiarę.

          Zdobyć WIARĘ jest o wiele trudniej, niż można by się spodziewać, a w Aeriach szczególnie. Mało kto pamięta już o trzynastu boginiach, które wspierają ludzi swą mocą, w szczególności WIARĄ, bo ona jest najważniejsza. WIARA w miłość, w ludzi, w swoje szczęście... Ludzie stąpają twardo po ziemi. Nic ich nie wzrusza, w głowie im tylko dobbuny - ich pieniądze. Nie zwracają uwagi na biednych, którzy proszą o jedzenie. Wcześniej... Ach, wtedy ludzie byli równi. Nikt nie przechwalał się wielkością pałacu, a kiedy był bogatszy od innych, szybko rozdawał nadmiar głodującym, a w tamtych czasach było ich bardzo mało. Ludzie żyli w zgodzie – mało kogo obchodziło, ile kto miał dobbunómiecze. A po co? Tego nie wiem nawet ja, bo przecież główną rozrywką w Aeriach są walki. Oczw w sakiewce - ważna była WIARA. Każdy wierzył na swój oryginalny sposób i każdy wybierał spośród trzynastu bogiń swoją opiekunkę, a ta z chęcią zajmowała się podopiecznym i obdarzała go swoimi mocami z wdzięcznością. Czas Wyboru następował w wieku trzynastu lat - wieku szczęśliwym dla Aerczyków. Lecz teraz ten zwyczaj zanika... Wszyscy bogatsi, czyli Kothowie, mają w nosie całą WIARĘ. Ich bogiem są pieniądze. Ludzie niedługą pomrą w walkach na ywiście, robione są zakłady pieniężne o zwycięzce. Nad wszystkim opiekę sprawują kapłanki. Ich moce pomagają ludziom goić rany. Przemawiają do rozsądku walczącym. Po co zabijać? Ale i tak wielu ginie. Śmierć niewielu już obchodzi, a dzięki niej mordercy na pokaz dostają szacunek od starszych za wygraną bitwę. Kiedyś było całkiem na odwrót. Zabójcy byli karani! Oczywiście, nie śmiercią, a samo karcące spojrzenie innych wbijało się w człowieka jak ostre kolce, bo trzeba wiedzieć, że nienawiść wobec innych była hańbą. Aerie były kiedyś pokojowym miejscem... Jak to się stało, że starsi zapomnieli o tym, co było wcześniej? Dlaczego tak wszystko się zmieniło? Nie mam pojęcia, ale mam plan, poprzez tą historię, dowiedzieć się wszystkiego... Jednak jest nadzieja! W tym przeklętym miejscu – w Aeriach – są jeszcze ludzie, którzy wierzą! Dawniej ta rodzina była szanowana. Teraz jest uznawana za Dziwacznych Pochlebców Czegoś, Co Ma Wątpliwe Istnienie. Typowi Aerczycy... Na szczęście Pochlebcy są inni. I dzięki nim w przyszłości nastąpi wielki przełom! Tak podejrzewam. Dzięki Amerisom być może Aerie znów będą takie jak kiedyś... Tego przyjdzie czas się dowiedzieć. Opowiem Wam o tym potem. Mamy jeszcze dużo czasu...

Wygnana Amoris